Niedawno dowiedzieliśmy się kto zasiądzie za bębnami zespołu Sabaton. Nie będzie to ani Robban Back, ani zastępujący go przez dłuższy czas Snowy Shaw. Zespół postanowił iść do przodu i w swoje szeregi przyjął byłego pałkarza ze szwedzkiego Evergrey – Hannesa Van Dahla. Dziennikarz z Rocknytt, Björn Moldén, zamienił kilka słów z nowym perkusistą.
Hannes Van Dahl. . . tak, on naprawdę się tak nazywa! Ma 23 lata i pochodzi ze Skövde w Szwecji. Dwa tygodnie temu został oficjalnie przyjęty do zespołu Sabaton. Ciekawostką jest, że wbrew pozorom wcale nie ma holenderskiego pochodzenia ani też jego nazwisko nie jest efektem poczucia humoru rodziców. O obecnym brzmieniu nazwiska Hannes zdecydował sam będąc już w wieku dorosłym.
- Tak naprawdę to trochę głupia historia. Kilka lat temu siedziałem z przyjaciółmi pijąc alkohol, gdy któryś nagle stwierdził że nie do końca podoba mu się moje imię i nazwisko – Karl Hannes Dahl – i wyszedł z propozycją, by usunąć „Hannes” i wstawić w to miejsce „P.”, bo Karl P. Dahl bardziej pasuje do artysty. (Kal P. Dal był szwedzkim muzykiem rockowym w latach 70’ - przyp.tłum.). Później ktoś wymyślił, że może jednak lepiej by było wrzucić „Skan” albo „Van” między „Hannes” i „Dahl”. Druga wersja zdecydowanie bardziej nam wszystkim się spodobała. W drodze do pubu wysłaliśmy papiery z moim nowym nazwiskiem. Trzy tygodnie później przyszedł do mnie list informujący, że zmiana została zatwierdzona. W sumie nie był to najlepszy moment, bo właśnie dostałem nowy paszport i prawo jazdy. Niedługo później ruszaliśmy w trasę, więc musiałem szybko załatwić sobie nowy paszport z już pięknym, nowym nazwiskiem.
Jednak ludzie, którzy Cię znają raczej mówią, że jesteś spokojnym, uprzejmym i miłym człowiekiem i że z „wandalem” nie masz nic wspólnego. Jaki byłeś jako dziecko?
- Myślę, że byłem bardzo szczęśliwym chłopcem, ale bardziej „wandalem” byłem przed zmianą nazwiska. Zawsze lubiłem robić mnóstwo różnych rzeczy. Zawsze wokół mnie znajdowała się grupa bardzo twórczych przyjaciół. Na początku rysowaliśmy graffiti, ale wymykanie się z domu na całą noc okazało się zbyt ryzykowne. Później jeździliśmy na deskorolkach. Po kilku latach w końcu zaczęliśmy grać muzykę.
A jak było w szkole? Byłeś dobrym uczniem?
- Dość wcześnie zrozumiałem, że szkoła to gówno i nic nie wnosi w nasze życie. Straciłem tam mnóstwo czasu, który mógłbym wykorzystać na coś, co naprawdę chcę robić. Nie byłem nigdy wzorowym uczniem ale zawsze zaliczałem wszystkie przedmioty. Miałem całkiem dobrą szkołę, bo była tam możliwość dołączenia d zespołu szkolnego i opuszczania lekcji używając prób jako usprawiedliwienia. Kiedyś powiedziałem: „Musimy ćwiczyć przed koncertem, więc niestety nie możemy skupiać się w tej chwili na chemii” i poszedłem słuchać metalu zamiast siedzieć w sali.
Rozumiem w takim razie, że odkryłeś ciężką muzykę będąc w młodym wieku?
- Tak, mój starszy kuzyn, Johan, pokazał nam (mi i mojemu młodszemu kuzynowi) których zespołów powinniśmy słuchać, i to on decydował o tym czy coś jest dobre czy nie. Miał ogromną kolekcję płyt, a my wybieraliśmy te, które miały fajną okładkę.
Jakich zespołów się wtedy słuchało?
- Judas Priest, Metallica, Helloween, Iron Maiden i oczywiście zespoły Johana. Chodziliśmy na ich próby i raz, jak skończyli, powiedzieli nam że mamy wybrać jakiś dobry kawałek. Powiedziałem, że chcę usłyszeć Painkillera Judasów i oni to zagrali, tak po prostu! To była najpiękniejsza rzecz jaką widziałem.
Czy to dzięki Johanowi zdecydowałeś się zacząć grać?
- Mając 13 lat zacząłem grać na basie w miejskiej szkole muzycznej, ale to była najnudniejsza rzecz jaką kiedykolwiek zrobiłem. Trzeba tam było grać utwór „Teddybjörnen Fredriksson” (polecam posłuchać na youtubie - przyp.tłum.). Nie lubię strun i przede wszystkim nie rozumiem po co w ogóle grać na basie. Później mając 15 lat zacząłem grać na perkusji.
Pomimo młodego wieku, Hannes stał się bardzo szybko świetnym perkusistą. Grał w lokalnym zespole Gloria Story i potem w Evergrey, znanym zapaleńcom metalu progresywnego. Jednak każdy zaczyna od trochę niższych poziomów, pierwsze zespoły zazwyczaj są zdecydowanie skromniejsze.
- Pierwszy band w którym grałem nazywał się The Motherfuckers. Nasz pierwszy album został nagrany kamerą video – osobno dźwięk i obraz, które potem złożyliśmy. Moja kolejna grupa nazywała się A.K.A. Nikt nie wiedział co oznacza ten skrót ale fajnie brzmiało, jak czasami w filmach tak mówili. Graliśmy covery Nirvany, Maidenów i Scorpionsów.
I w roku 2009 dołączyłeś do Gloria Story?
- Byli z mojego miasta i szukali na szybko jakiegoś perkusisty. Teraz widzę, że nigdy nie zagrałbym więcej w zespole tego typu. Uważam, że dopóki ja i ludzie z którymi gram będziemy się wspólnie dobrze bawić, to gatunek nie ma większego znaczenia. Lubię wiele gatunków muzycznych. Grałem na EPce i pierwszym albumie Gloria Story.
Czy to spowodowało Twoje przeniesienie się do Evergrey, czy opuściłeś zespół z innych powodów?
- Gdy grałem z Gloria Story miałem już mój własny zespół – Downthrust - oraz drugi – Electric Soul. Zaczynając współpracę z Evergrey musiałem odłożyć te projekty na bok z powodu braku czasu.
Jak nawiązałeś kontakt z Evergrey?
- Kiedy miałem 16 lat zacząłem pracować jako techniczny perkusisty innego zespołu z mojego miasta - Ammotrack. Byliśmy na trasie z Hardcore Superstar i ich bębniarz Adde powiedział mi żebym koniecznie poszedł na lekcję do Snowy’ego Shaw’a jak tylko będę miał taką możliwość. Okazja pojawiła się gdy Snowy postanowił udzielić kilku osobom prywatnych lekcji. Wtedy właśnie to Snowy polecił mnie Tomowi Englundowi z Evergrey.
Przez trzy lata grałeś z Evergrey, i nagraliście razem album „Glorious Collision” w 2011 roku. Co spowodowało, że postanowiłeś odejść?
- Nie było to łatwe. Evergrey był pierwszym poważnym zespołem w jakim grałem i bardzo dużo dla mnie znaczy. Ale jak zawsze poszedłem za głosem serca. Od początku robię tylko to na co mam ochotę, więc teraz postanowiłem, że nadszedł czas żeby zacząć coś nowego.
Jak Tom przyjął tą wiadomość?
- Mnie i Toma łączą dość specyficzne stosunki. Zrozumiał ile taka zmiana może dla mnie znaczyć i że moja przygoda z Evergrey dobiegła końca. Życzył mi szczęścia i uszanował moją decyzję. Oczywiście nie było łatwo odejść z zespołu, ale niestety tak ta branża działa. Sabaton supportował Evergrey w 2011 roku na trasie po USA, więc wszyscy znamy się dość dobrze.
Czy to właśnie na tej trasie poznałeś Sabaton?
- Tak, właśnie tam.
Pracowałeś przez chwilę jako techniczny Snowy’ego, prawda?
- Tak. Dawno się tym nie zajmowałem, ale ostatniego lata Evergrey miał mały przestój i Snowy potrzebował kogoś na kilka koncertów, więc skontaktował się ze mną. Oczywiste było, że nie mogę mu odmówić.
Czyli to trochę wpłynęło na Twoją korzyść, gdy nadszedł czas przesłuchań i wyboru nowego perkusisty?
- Nie do końca. Koncerty przy których pracowałem były dość stresujące dla całego zespołu, więc nie miałem zbyt wiele możliwości kontaktu z innymi członkami. Ale w jakimś stopniu rzeczywiście mogło to wpłynąć na ostateczną decyzję.
Kiedy się dowiedziałeś, że to właśnie Ciebie wybrali?
- Byłem na przesłuchaniu i miałem dobre przeczucia. Ale jednak trochę czasu zajęło zanim dostałem oficjalną propozycję dołączenia do zespołu na pełen etat.
Czyli musiałeś o tym wiedzieć dużo wcześniej niż reszta świata?
- Oczywiście.
Ciężko było utrzymać to w tajemnicy?
- Tak, czasami. Istnieje wiele ważnych aspektów, które trzeba było wziąć pod uwagę, by oświadczenie zostało złożone w odpowiednim dla obu zespołów momencie. Ale teraz już wszystko jest poukładane.
Co możesz powiedzieć o nadchodzącym albumie Sabaton, kiedy zaczynacie nagrywanie?
- Wszyscy jesteśmy tym bardzo przejęci. Szczególnie „nowa” część zespołu dla której będzie to pierwszy wspólnie nagrany album – chcemy pokazać, co potrafimy. Mam naprawdę dobre przeczucia i już nie mogę się doczekać!
Czy wiesz o czym będą nowe utwory Sabaton?
- Wiem o czym będzie płyta i wiem, że będzie genialna!
Ale zapewne nie możesz nam niczego więcej powiedzieć?
- Nie.
Pomimo tego, że jako nowy perkusista masz pewnie mnóstwo do nauki, to myślę że czasami znajdujesz trochę wolnego czasu. Co robisz, gdy nie grasz na perkusji?
- To pytanie jest zawsze trudne. Nie robię wiele innych rzeczy. Gram na gitarze trochę i staram się czytać książki jak tylko znajdę chwilę, by usiąść. Albo idę pojeździć na desce i słucham dużo nowych lub starych płyt za którymi tęskniłem.
Na koniec – co irytuje Hannesa Van Dahla?
- Ludzie, którzy nie mówią „dziękuję” i keczup, który nie chce wylecieć z opakowania.
źródło: http://www.rocknytt.net/intervjuer/13229-vandalen-fran-skovde-sabatons-nye-trummis