Jest dziesiąty listopada 2010 roku, noc przed Świętem Niepodległości. Pod katowickim "Mega Clubem" gromadzą się fani szwedzkiej grupy Sabaton. Wielu z nich ma przy sobie polską flagę. Wchodzę wejściem prasowym i przez prawie dziesięć minut przeciskam się przez pełną salę. Jest biało - czerwono. Docieram do backstage'u, a organizator informuje mnie, że będę rozmawiać z basistą grupy, Parem Sundstromem. Okazuje się, że "Mega Club" nie dysponuje pomieszczeniem, w którym można spokojnie przeprowadzić wywiad. Gra już pierwszy support i wszędzie jest głośno, jak na polu bitwy. Żałośnie patrzę na dyktafon i zastanawiam się, co zdoła zarejestrować w tym hałasie. Znajduje się jednak mała garderoba obok sceny, a pogodnie uśmiechnięty Par zapewnia mnie, że wywiad się uda, choćbyśmy mieli krzyczeć wprost do głośnika w dyktafonie. Na dowód tego, że miał rację, przedstawiam wam zapis naszej rozmowy...
Bilety na dzisiejszy koncert zostały wyprzedane już kilka dni temu. Wiedzieliście o tym?
Par Sundstrom, Sabaton: Chyba coś nam się obiło o uszy, ale wiesz, jak jesteśmy w trasie, rzadko śledzimy takie rzeczy. Słyszałem tylko, że w ostatniej chwili można jeszcze było nabyć jakieś vipowskie wejściówki. A to, że sala jest pełna... No cóż mogę powiedzieć, naprawdę bardzo się cieszę.
Waszą popularność w Polsce zawdzięczacie w dużej części temu, że teksty piosenek Sabaton dotyczą też naszej historii. Myślisz, że fani bardziej utożsamiają się z muzyką, jeśli mogą poczuć jakąś silniejszą więź z kapelą? Wiesz, to że są wyjątkowi na tle wielbicieli z innych krajów...
Nie możemy liczyć na jakąś wielką machinę promocyjną, nie jesteśmy Madonną albo podobnymi gwiazdkami, więc musimy po prostu wyjść do ludzi. Mieliśmy dużo szczęścia, że dzięki kawałkowi "40 : 1" tylu Polaków odkryło Sabaton. W innych krajach koncertujemy dokładnie tyle samo, mamy taką samą promocję i co? Popularność jest bardzo średnia. W Polsce od razu trafiliśmy do telewizji, info o nas było nawet w wiadomościach. Gdyby nie to, pewnie nadal gralibyśmy małe koncerciki dla niewiele ponad stu osób. Nikt nie chciałby nas promować, o wiele mniej osób w ogóle dowiedziałoby się o naszym istnieniu i pewnie jeszcze bardzo długo mielibyśmy szanse tylko na granie supportów.
Macie nawet w Polsce swój fan klub, "Polish Panzer Batallion". Utrzymujecie z nimi jakiś bliższy kontakt?
Oczywiście. To nasz jedyny fan klub na świecie, który tak świetnie prosperuje. Bardzo nam pomagają i nawet razem organizujemy różne rzeczy. Inne fan kluby po prostu istnieją, a oni naprawdę coś robią. Jesteśmy im za to ogromnie wdzięczni.
Byliście w Polsce już kilka razy. Co wam się najbardziej podoba w naszym kraju? I co cenicie u Polaków?
Podoba nam się to, że ludzie są tacy chętni do pomocy i łatwo nawiązują przyjaźnie. Byliśmy tu już na kilku koncertach i muszę przyznać, że nie nawiązaliśmy tylko kontaktów "służbowych", ale naprawdę znaleźliśmy wielu dobrych przyjaciół. To jedyny kraj, w którym mamy przyjaciół, a nie partnerów.
Album "Coat Of Arms" zadebiutował w Szwecji na czwartym miejscu listy przebojów w pierwszym tygodniu sprzedaży.
Tak, a później wskoczył jeszcze na drugie miejsce.
Spodziewaliście się takiego dobrego wyniku?
W Szwecji owszem. Jesteśmy tam dość znani i nie było to specjalną niespodzianką. Zajęlibyśmy nawet pierwsze miejsce, gdyby nie to, że akurat płytę wydała pewna znana kapela dance, a oni są nie do przebicia (śmiech).
To może następnym razem się uda.
Jeśli znowu coś wydadzą, to nie ma szans. Nie możemy nawet liczyć na to, że się rozpadną, bo grają już ładny kawałek czasu i dalej nieźle się trzymają. Większą niespodzianką było dla nas to, że album zajął takie wysokie pozycje na listach w innych krajach. Dziewiętnaste miejsce w Niemczech - to dopiero był szok. W Polsce i na Węgrzech też było super. A udało się dlatego, że zmieniliśmy wydawcę. Przed przejściem do Nuclear Blast poza Szwecją płyty praktycznie się nie sprzedawały.
Właśnie miałam spytać o zmianę wytwórni. Rozumiem, że chodziło wam o lepszą promocję?
Chcieliśmy po prostu sprzedać trochę płyt. Do tej pory nigdzie na świecie nie można ich było dostać. Na przykład w Niemczech album "The Art Of War" został uznany przez wielu dziennikarzy płytą roku 2008, a gdybyśmy przyłożyli do tego nasze wyniki sprzedaży w tym kraju, ludzie mocno by się zdziwili. Płyta się nie sprzedała, bo zwyczajnie nie dało się jej kupić. Zmiana wydawcy miała nam pomóc dotrzeć do wielu krajów. Nie wszędzie możemy pojechać w trasę, więc przydaje się lepsza promocja. Na przykład we Francji do tej pory sprzedaliśmy pięćdziesiąt płyt. W całym kraju. Chcieliśmy tam zagrać na festiwalu, ale usłyszeliśmy, że jakieś podrzędne lokalne kapelki są tam bardziej znane od nas. Sorry, chłopaki, z grania nici. No i co mieliśmy powiedzieć? Przez ostatnie pięć lat naprawdę walczyliśmy o koncerty. Nikt nie chciał bookować Sabaton na poważniejsze imprezy. Zdarzało się nawet, że organizatorzy nie chcieli nam zagwarantować zwrotu kosztów podróży. Dlaczego? Bo nie sprzedaliśmy dostatecznej liczby płyt. Te pięć lat to naprawdę była katastrofa. Wszędzie, oprócz Szwecji, byliśmy traktowani bardzo niefajnie.
Wydajecie się dość znaną kapelą. Przyznam, że to co mówisz, jest zaskakujące.
No cóż... tak działa biznes muzyczny. Nie sprzedajesz płyt, nie istniejesz. Wierz mi lub nie, nie zarobiliśmy jeszcze nic na koncertach. Jeśli gramy za zwroty, jest dobrze. Ale myślę, że obecną trasą udowodniliśmy w Europie, że jesteśmy kapelą, którą warto zapraszać na koncerty. Może następnym razem już cokolwiek zarobimy na graniu...
Tego wam życzę. A teraz trochę o nowej płycie. W Polsce największą popularnością cieszy się numer "The Uprising", który opowiada o Powstaniu Warszawskim. Kto wpadł na pomysł, żeby zrobić o tym kawałek?
Ja i Joakim (wokalista - red.) byliśmy w Polsce w 2009 r. przy okazji promocji teledysku do piosenki "40 : 1". Odwiedziliśmy wtedy Muzeum Powstania Warszawskiego... no i w zasadzie masz odpowiedź. Dowiedzieliśmy się tam sporo o historii powstania i zdecydowaliśmy, że zrobimy o tym piosenkę na kolejnej płycie.
Powstał też teledysk i to dość profesjonalny. Reżyserem był Jacek Raginis, osoba nieco powiązana z treścią utworu "40 : 1", prawda?
Tak, Jacek jest dalekim krewnym kapitana Władysława Raginisa, który dowodził w bitwie pod Wizną, o której z kolei opowiada kawałek "40 : 1". Zresztą tamten teledysk również wyszedł właśnie spod ręki Jacka. Świetnie nam się współpracowało, więc zdecydowaliśmy się zrobić coś razem jeszcze raz. Kiedy już pojawiliśmy się na planie teledysku, byliśmy naprawdę zachwyceni organizacją i tym, jak sprawnie to wszystko poszło. Pierwotnie mieliśmy kręcić to wideo w całkiem innym terminie, było na to przewidziane o wiele więcej czasu, ale... najpierw przeszkodziła nam słynna katastrofa lotnicza, później nad Europą unosił się pył wulkaniczny... Zmieniliśmy termin zdjęć i wtedy okazało się, że naprawdę musimy się streszczać. Na szczęście daliśmy radę, a efekt końcowy okazał się bardzo zadowalający.
A jak udało wam się ściągnąć Petera Stormare? Zagrał w "The Uprising" generała Ericha von dem Bacha - Zelewskiego.
Po pierwsze Peter jest Szwedem... po drugie lubi heavy metal, a po trzecie... lubi też Sabaton! Wiesz, generalnie jest to koleś bardzo zaangażowany w muzykę. Ma własną kapelę, małą wytwórnię płytową... Spytaliśmy go, czy by u nas nie zagrał, a jemu spodobał się pomysł na wideo i po prostu się zgodził. Poczuliśmy się wyróżnieni, bo Peter praktycznie co tydzień dostaje takie propozycje od zespołów i wszystkim z marszu mówi "nie".
Wracając do samego powstania - między historykami do dziś toczy się spór, czy należy je oceniać pozytywnie. Wielu twierdzi, że jego przywódcy praktycznie poprowadzili ludzi na pewną śmierć. Jakie jest twoje zdanie na ten temat?
Wiesz... to jest historia. Stało się tak, a nie inaczej i nie moją rzeczą jest to oceniać. Fajnie się teraz mówi - można to było zrobić tak czy siak. Gdyby nie było powstania, mogłoby się wydarzyć coś innego i niekoniecznie lepszego dla Polski. Jedno jest pewne - takie czyny są świadectwem siły narodu i na wieki pozostają w jego pamięci.
A co powiesz na to - polska telewizja przeprowadziła ankietę wśród młodzieży, czym była bitwa pod Wizną. Pomijając już fakt, że większość nie miała pojęcia, jeden chłopak odpowiedział, że coś kojarzy, bo o tym śpiewa jakaś szwedzka kapela. Sabaton uczy polską młodzież ich własnej historii. Ciekawe, prawda?
Bardziej szokuje mnie fakt, że wielu młodych ludzi w Polsce wie o Szwecji więcej niż Szwedzi. Mimo przykładu, jaki przytoczyłaś, jestem przekonany, że Polacy są o wiele bardziej świadomi swojej historii niż jakikolwiek inny naród na świecie. Okay, można nie wiedzieć o Wiźnie, ale to jest jedna bitwa. Jedna mała rzecz, która jest niczym w porównaniu do tego, co każdy Polak wie o swoim kraju.
Jeśli chodzi o naszą historię, to Sabaton wyświadcza nam wielką przysługę. Dzięki waszym tekstom, wiedza o naszej przeszłości dociera do odbiorców w wielu krajach. Myślę, że polscy fani są wam za to bardzo wdzięczni.
Może faktycznie tak jest. Wiesz, pisząc piosenki staramy się być obiektywni i przedstawiać historię nie opowiadając się po żadnej ze stron. Ale tak, masz rację - jestem pewien, że wielu naszych fanów poza granicami Polski nie wiedziało o Powstaniu Warszawskim, dopóki nie usłyszeli o tym w kawałku"The Uprising". Jeżeli dzięki temu ktokolwiek z nich sięgnęło po książkę, bo chciało dowiedzieć się czegoś więcej, trzeba się tylko cieszyć. W ogóle świadomość, że teksty, w pisanie których wkładamy tyle wysiłku, idą dalej i nie pozostają bez echa, jest bardzo fajna.
Ciekawi mnie, jak to wygląda, kiedy na koncertach w Niemczech gracie "Wehrmacht" albo kiedy Joakim krzyczy ze sceny "Warszawo walcz!"...
No cóż, dzisiaj to już nie te same Niemcy. Myślę, że młode pokolenie wolałoby myśleć, że ustrój z czasów drugiej wojny światowej nigdy nie istniał. Na koncertach śpiewają z nami też teksty o Polsce, a już zupełnie ciekawe jest, kiedy podczas koncertów w Berlinie wrzeszczą "Berlin is burning!" (śmiech). Niemieccy fani nie traktują naszych tekstów jako "opowiadania się po czyjejś stronie". Oczywiście zawsze znajdzie się jakaś garstka ekstremistów, którzy uważają, że jesteśmy przeciwko nim, ale to tylko pojedyncze przypadki.
Okay, to jeszcze wróćmy na chwilę do historii. Wszyscy interesujecie się okresem drugiej wojny światowej. Powiedz mi, czy jest jakaś historyczna postać z tej epoki, która z jakiegoś powodu szczególnie cię zainteresowała?
Zgadza się, bardzo lubię historię. Podobnie jak Joakim, z którym wspólnie piszemy teksty. Ale trudno mi powiedzieć, czy mam jakieś ulubione postacie historyczne... hmm... Ludzie pytali mnie już o moje "ulubione bitwy". Jak można mieć ulubioną bitwę? Wszystkie były straszne, bo ginęli ludzie. Postać historyczna... W "Ghost Division" napisaliśmy o pancernej dywizji pod dowództwem Erwina Rommla. Facet nie był zagorzałym nazistą, po prostu wykonywał rozkazy, a przy tym był świetnym dowódcą, który potrafił okazać wiele szacunku przeciwnikowi, jak i swoim żołnierzom. Myślę, że udało mu się mimo wszystko pozostać człowiekiem. Nawet jeśli walczył po tej "złej stronie".
Macie też utwór "The Final Solution" o eksterminacji narodu żydowskiego. Byliście w Auschwitz?
Tak, byliśmy tam wczoraj. Mimo że wcześniej dużo na ten temat czytaliśmy, widzieliśmy mnóstwo zdjęć, filmów dokumentalnych... okazuje się, że na coś takiego nie można się przygotować. Patrzymy teraz na utwór "The Final Solution" z całkiem innej perspektywy. Cieszę się, że mamy okazje oglądać miejsca, o których opowiadają nasze teksty, bo to jeszcze wzbogaca naszą wiedzę.
Czy Sabaton zawsze pozostanie kapelą, która śpiewa o historii?
Nie wiem. Często pytają nas o to dziennikarze, a krytycy zarzucają nam, że w kółko piszemy o tym samym. Ale po drugiej stronie są nasi fani, którzy dokładnie tego od nas oczekują. Więc raczej posłuchamy tysięcy fanów, którzy przychodzą na nasze koncerty. To na nich naprawdę nam zależy. Jasne, w przyszłości postaramy się ewoluować, ale na pewno nie za wszelką cenę i nie po to, żeby śpiewać o rzeczach, które nas kompletnie nie interesują.
Jutro, 11 listopada gracie kolejny koncert w Polsce, tym razem w Łodzi. Pewnie wiecie, jaki to dzień?
Jasne, to wasze Święto Niepodległości. Byliśmy w Polsce 11 listopada 2008 r. w Gdańsku. To był naprawdę magiczny wieczór. Jeżeli jutrzejszy koncert okaże się równie wspaniały, na pewno będzie to kolejna noc w naszej karierze, której nigdy nie zapomnimy.
A jak było wczoraj w Krakowie?
Naprawdę świetnie... Jesteśmy już po czterdziestu koncertach tej trasy, a najlepszą publiczność mieliśmy właśnie wczoraj. To chyba mówi samo za siebie.
Powiedz, czego wam życzyć na przyszłość?
Chyba tylko tego, żebyśmy nadal mogli robić to, co robimy. Patrzymy w przyszłość z nadzieją i niech tak zostanie.
Dzięki za wywiad!
Katarzyna "KTM" Bujas
Źródło: http://www.rockmetal.pl/wywiady/sabaton-par.sundstrom.11.html?strona=1