Na imponującą popularność Sabaton w kraju nad Wisłą patrzyłem dotychczas trochę przez palce. Nie można jednak ignorować faktów i liczb, a te świadczą o tym, że Szwedzi są już u nas gwiazdą i basta. Od 1 września wracają z kolejnymi koncertami. Tym razem w ramach promocji płyty "World War Live: Battle Of The Baltic Sea". Moim rozmówcą był basista Par Sundström, który upierał się, że Sabaton nie jest tylko "polskim" zespołem.
Wy tak na serio z tą II wojną światową?
W jakim sensie?
Kiedy patrzę na plakaty zapowiadające waszą trasę po Polsce, na których pojawia się wizerunek powstańca z 1944 roku, to nie bardzo wiem, co o tym myśleć. W dodatku gracie w Gdańsku w rocznicę wybuchu wojny, potem w Warszawie ku chwale Powstania Warszawskiego. Nie za dużo tej martyrologii?
Nie podchodzimy do tego w ten sposób. Dla nas to po prostu kolejne koncerty na trasie. Z tą jednak różnicą, że wystąpimy w Polsce, kraju który okazał się dla nas wyjątkowo przychylny i dodatkowo w określonych miejscach i czasie. Na początku nawet nie pomyśleliśmy o tym, że występ w Gdańsku wypada w tak szczególnym dniu. Oczywiście, błyskawicznie nam o tym przypomniano. (śmiech) Nie zrozum mnie źle, ale dla mnie to zaszczyt, móc grać w historycznych miejscach. Fani metalu to często ludzie zafascynowani historią, przywiązani do tradycji, pewnej symboliki i jeżeli muzyka Sabaton w pewien sposób pomaga im się identyfikować z takimi wartościami jak bohaterstwo, honor, odwaga, to trudno, żebyśmy mieli coś przeciwko temu.
Uczyniliście wojnę swoim znakiem rozpoznawczym.
Tak i powiem ci, że pewnie również dzięki temu osiągnęliśmy sporą rozpoznawalność. Każdy duży zespół heavymetalowy miał kiedyś swoją tożsamość, indywidualny wizerunek. Potem to się zaczęło zacierać, a my postanowiliśmy, że wszystko wokół nas - od muzyki poprzez image, okładki płyt, aż po tytuły utworów - będzie spójne. Nie gloryfikujemy wojen, ale przypominamy, jak wiele niesamowitych wydarzeń miało miejsce w historii świata. Mam też nadzieję, że nasza muzyka obroniłaby się sama. Ale dopiero w pakiecie z tymi wszystkimi historiami, o których śpiewa nasz wokalista Joakim, nabiera bardzo unikalnego charakteru.
Jak mógłbyś wytłumaczyć fenomen popularności Sabaton w moim kraju?
Trudno powiedzieć, ale zaczęło się od utworu "40:1" z płyty "The Art Of War". Jak pewnie wiesz, traktowała ona o obronie Wizny podczas kampanii wrześniowej 1939 roku. Polacy wykazali się wówczas niesamowitym bohaterstwem i postanowiliśmy przypomnieć ten mało znany epizod. Otrzymaliśmy mnóstwo podziękowań ze strony twoich rodaków, a potem na koncertach okazało się, że ten numer to jeden z naszych największych przebojów. Zresztą nie tylko w Polsce. (śmiech) Kiedy odwiedziliśmy Muzeum Powstania Warszawskiego, byliśmy pod tak wielkim wrażeniem, że niemal z miejsca napisaliśmy "Uprising". Nie kalkulowaliśmy czy to nam przyniesie większą popularność w Polsce. Po prostu temat był na tyle fascynujący, że mieliśmy potrzebę napisać utwór o Powstaniu. I odpowiadając na twoje pytanie - zapewne zaskarbiliśmy sobie tym dodatkową sympatię polskich fanów. Cieszy mnie jednak, że w coraz większej ilości europejskich krajów jesteśmy szanowani. O dziwo, również w Niemczech, a przecież niemieccy fani mogliby się czuć niezbyt komfortowo z tym, że piszemy o hitlerowskich zbrodniach w czasie II wojny światowej. Mamy też coraz lepszą pozycję w takich państwach jak Belgia, Węgry czy Grecja. Nie jest więc tak, że nasz przekaz trafia tylko do Polaków lub Szwedów, bo mimo wszystko u siebie mamy nasz największy rynek.
Zaskoczył was sukces jaki tu odnieśliście? Niedawno odebraliście swoją pierwszą polską złotą płytę za sprzedaż "Coat Of Arms".
To na pewno bardzo miłe. Zdajemy sobie sprawę z tego, że jesteśmy u was bardzo popularni i to była jakby nagroda za tych kilka lat pracy. Trafiliśmy do pierwszej dziesiątki listy sprzedaży płyt w Polsce, ale w Szwecji "Coat Of Arms" zadebiutował nawet na drugim miejscu w rankingu najlepiej sprzedających się albumów.
A ile trzeba sprzedać w Szwecji, żeby mieć złotą płytę?
Dwadzieścia tysięcy. Z tego co wiem, to trochę więcej niż w Polsce, co jest w sumie dziwne, bo Szwecja to kraj o kilkukrotnie mniejszej populacji.
Można powiedzieć, że heavy metal w swojej najbardziej tradycyjnej formule wrócił do łask dzięki sukcesowi twoich rodaków z HammerFall pod koniec lat 90.
Jest dokładnie tak, jak powiedziałeś. Niezwykle szanujemy HammerFall. Nie ukrywam też, że mocno się na nich wzorowaliśmy na początku naszej drogi. Nawet nie muzycznie, bo oni grają jednak zupełnie inaczej. Chodzi mi o wierność ideałom, inspiracjom i tę niesamowitą konsekwencję, która ten zespół do dzisiaj cechuje. Ich pierwszy album "Glory To The Brave" otworzył wiele drzwi, a Nuclear Blast wydając ten krążek przyczynili się do rozkwitu mody na tradycyjne heavy. Po latach trochę to przygasło, ale ostatnio znowu klasyczny metal odnosi większe sukcesy. Wciąż na topie są Maiden i Priest, świetnie radzą sobie klasycy power metalu w stylu Blind Guardian, a jest i cała masa nowych, świetnych zespołów. Thrashowych, powermetalowych… - okazuje się, że niemal w każdym zakątku globu młodzi ludzie zakładają zespoły. Niedługo pojedziemy na trasę z kanadyjskim Skull Fist jako naszym supportem. Powinieneś ich sprawdzić, są świetni i jakby żywcem przeniesieni z połowy lat 80.!
Niedawno graliście w Goeteborgu na stadionie Ullevi przed Iron Maiden, którzy podobno sami namaścili was na swój support? Dla takich chwil warto było zostać metalowcem, prawda?
Dokładnie! To była wspaniała chwila, granie przed 50. tysiącami fanów to przecież coś niewiarygodnego. Na naszym pierwszym publicznym występie było około tysiąc razy mniej ludzi. (śmiech) Nasz menedżer skontaktował się z Rodem Smallwoodem i ten w porozumieniu z Iron Maiden wyraził zgodę na nasz koncert. Mówili potem, że z dużą przyjemnością oglądali nasz show. Może i była to kurtuazja z ich strony, ale jakże miła. (śmiech) Granie przed Maiden otwierało listę moich największych młodzieńczych marzeń. Bo o zastąpieniu Steve'a Harrisa nawet nie śmiałbym marzyć. (śmiech) Ten rok jest dla nas wyjątkowy. Udało nam się już zagrać trasę po USA wraz z Accept, niedawno byliśmy w Rosji razem ze Scorpions. Przed koncertami w Polsce gramy w Berlinie z Judas Priest w O2 Arena, a jesienią trasę z Grave Digger. To w większości od lat nasze ulubione zespoły. Samo granie koncertów jest wystarczającą frajdą, a kiedy grasz je w towarzystwie swoich idoli, zabawa jest podwójna!
Fascynacja historią, wojenną symboliką, często sprowadza na muzyków oskarżenia o nacjonalizm, w skrajnych przypadkach o nazizm. Mieliście tego typu problemy?
Zdarzało się, szczerze mówiąc. To są oczywiście odosobnione epizody, które wynikają z niezrozumienia tego, co robimy albo po prostu ignorancji osób wysuwających takie oskarżenia. Mieliśmy kiedyś kłopot z paroma organizacjami, które zgłaszały swoje zastrzeżenia, twierdząc że propagujemy kult wojny i inne podobne bzdury. Wysyłaliśmy im w odpowiedzi wyczerpujące merytorycznie wyjaśnienia i nigdy nikt nie napisał drugi raz. (śmiech) To znamienne, że kiedy zaczyna się dyskusja na argumenty, a nie na emocje, wszelkie oskarżenia, na przykład o nacjonalizm, tracą jakikolwiek sens. Niedawno miał też miejsce niemiły epizod w jednej ze szwedzkich szkół. Pewien nastolatek został usunięty z zajęć za noszenie naszej koszulki. Widniał na niej orzeł z okładki "Coat Of Arms", który jakiemuś nauczycielowi skojarzył się z orłem Wehrmachtu.
Myślę, że nie był to nauczyciel historii.
Chyba nie. (śmiech)
Kombinujecie już, jakie pamiętne bitwy z okresu II wojny światowej opiszecie na kolejnej płycie? Zdajesz sobie sprawę z tego, że w końcu mogą się wam wyczerpać tematy?
Nie sądzę. Historia drugiej wojny jest naprawdę niesamowita i obfituje w wiele nieznanych powszechnie faktów. Poza tym piszemy nie tylko o tym okresie. Za wyjątkiem ostatniej płyty, na pozostałych pisaliśmy o tak różnych momentach w historii jak wojna w Wietnamie, na Bałkanach w latach 90. czy nawet na temat konfliktu o Falklandy pomiędzy Argentyną a Wielką Brytanią. Na naszych albumach umieszczamy też tzw. metalowe hymny do śpiewania z publicznością. To takie klasyczne singalongi, w których oddajemy hołd naszym muzycznym bohaterom. O wyczerpaniu pomysłów nie może więc być mowy przez najbliższe 10 lat albo i dłużej!
To niech was wojenna wena nie opuszcza i do zobaczenia.
Wielkie dzięki. Nie zawiedziemy was!
autor: Łukasz Dunaj