Nikt z nas nigdy nie przypuszczał, że najbardziej wyczekiwane dni w roku będą to dla nas dni pracy. I to prawie 2 tysiące kilometrów od domu, w Szwecji.
Falun, bo o tej miejscowości tu mowa, to miejsce szczególne. To tu uformował się zespół Sabaton, tutaj także organizują oni co roku swój rodzimy festiwal – Sabaton Open Air. Dlaczego to tak ważne i dla nas? Ponieważ co roku mamy zaszczyt być tam i współtworzyć to wspaniałe wydarzenie. W tym roku szczególne, bo jubileuszowe, dziesiąte.
Już 11ego sierpnia ekipa promowa gotowa była wyruszyć na podbój szwedzkiej ziemii. Po długich godzinach deszczowego, ale spędzonego w dobrej atmosferze rejsu, powoli dotarliśmy do bardziej słonecznego Falun. Niezaprzeczalnym argumentem, by tam powrócić jest to, że szwedzkie McDonaldy mają o niebo lepszą ofertę od polskich! Do tego w tym roku nasi szwedzcy przyjaciele przywitali nas prawdziwym królestwem. Do dyspozycji dostaliśmy stoły i miękkie kanapy, idealne do wieczornego imprezowania. A noc w ogrzewanych hasiokach była rajem po osiemnastu godzinach spędzonych na promowej podłodze.
Dwa dni później dotarła do nas druga część Battalionowej wycieczki – ekipa samolotowa. Będąc w komplecie już od następnego dnia mogliśmy zacząć pracę przy budowie scen. Praca szła nam błyskawicznie! Prawie dwudziestoosobowa grupa, wspomagana przez kilka innych narodowości (w naszej ekipie znaleźli się Norweg, Szwedzi, Niemcy, Francuzi a nawet Włoch!) poradziła sobie ze wszystkimi konstrukcjami naprawdę sprawnie. W dwa dni udało nam się postawić obie sceny oraz mały i duży Front of House dla akustyków. Mając tak silną i sprawną ekipę mieliśmy dodatkowo czas na atrakcje inne niż sama praca – wizyta na skoczni czy kąpiel w lodowatym szwedzkim jeziorze to pozycje obowiązkowe dla odwiedzających Falun.
Po pracy nadszedł tak bardzo wyczekiwany czas festiwalu. Czterodniowa, niekończąca się impreza, z towarzyszącymi jej koncertami to naprawdę dobry sposób na spędzenie urlopu.
Jednak nie sceny, a Beer Tent był miejscem, gdzie zaczęliśmy tegoroczną edycję. To właśnie na pre-party swój pierwszy i jedyny koncert zagrał tajemniczy zespół The Last Heroes. Intuicja nas nie zawiodła – to panowie z Sabatonu przygotowali tę niespodziankę. Razem z Tommym Johanssonem na wokalu muzycy zagrali kilka coverów. Każdy fan znalazł coś dla siebie – usłyszeć mogliśmy m.in. Helloween, Judas Priest czy Steel Panther. To było 45 minut dobrego, metalowego brzmienia!
Kolejną gwiazdą pre-party był zespół Brothers of Metal. Ich zeszłoroczny koncert na festiwalu był dla nas jednym z najlepszych, więc z nadzieją wyczekiwaliśmy kolejnego. I nie zawiedliśmy się! Chcąc udoskonalić atmosferę na koncercie przygotowaliśmy specjalne stroje i rekwizyty w postaci mieczy i toporów. Wpasowując się w stylistykę zespołu skakaliśmy, ryczeliśmy i byliśmy wikingami. Zabawa była genialna, a do naszego szaleństwa dołączył pokaźny tłum Szwedów. To spory sukces!
Pierwszy dzień festiwalu to mała scena i duży wybór dobrych kapel. Jedną z nich był Eclipse, w którym do 2015 roku występował Robban Bäck (były perkusista Sabatonu). Koncert odbył się dość wcześnie, umilając nam integrację w obozie.
Kolejną gwiazdą małej sceny był tego dnia również Freedom Call. Nasi zachodni sąsiedzi dali nam porządnego energetycznego kopniaka. Ich przeróbka popularnej ballady „Hallelujah” rozbawiła nas do łez, a zapał i zaangażowanie muzyków rozruszały publiczność do granic.
Jednak największą gwiazdą małej sceny była tego dnia szwedzka formacja Pain. Ten koncert ma tylko jedno określenie – to była czysta eksplozja. Pirotechnika przebiła chyba wszystko, co widzieliśmy do tej pory – wybuchy, przy których traciło się słuch, płonąca perkusja, fajerwerki i żywy ogień dookoła. Jako dodatek do tego wszystkiego obejrzeć mogliśmy oszałamiające lasery i dym. Jedyne, co mogło temu zrównać, to żywioł i forma muzyków.
Drugi dzień festiwalu to przede wszystkim Hammerfall. Większa część koncertu poświęcona została albumowi „Glory to the Brave”, który w tym roku obchodzi już swoje dwudziestolecie! Gościnnie na scenie wystąpili muzycy z instrumentami smyczkowymi, sprawiając, że show było niepowtarzalne i jedyne w swoim rodzaju.
Trzeci dzień to niestety pożegnanie z festiwalem. Nie mogło być jednak lepsze! Dla nas ważny był koncert Thobbego Englunda i jego nowej formacji. Nie zawiedli nas! Czując ogromne wsparcie od publiczności, na ich własnym podwórku, zagrali naprawdę dobry koncert. Szkoda tylko, że tak krótki!
Tłumnie wybraliśmy się również na Avatar. Wielu z nas widziało i słyszało ich po raz pierwszy... i jesteśmy zachwyceni! Oprawa i stroje muzyków w stylu cyrkowym robiły duże wrażenie, a energia wokalisty rozbiłaby niejedną szybę w babcinym kredensie. Połączcie to wszystko z dobrą muzyką – naprawdę polecamy ich koncert.
Czas płynie jednak nieubłaganie i nadeszła pora na wielki finał – koncert gospodarzy. Sabaton jak zwykle na scenie dał z siebie wszystko. To właśnie na Sabaton Open Air młody Tommy Johannson dołączył rok temu do zespołu i to w Falun mogliśmy obserwować, jak bardzo zgrał się i zżył z ekipą. Atmosfera była świetna, a Battalion pod sceną dosięgnął niemożliwego, jeśli chodzi o wspólną zabawę. Kluczowym momentem koncertu były dla nas podziękowania dla wolontariuszy – to miłe, kiedy zespół o światowej sławie dziękuje ze sceny za Twój skromny wkład w zbudowanie czegoś tak niesamowitego i magicznego.
Na koncercie usłyszeć mogliśmy dawno niegrane hity – Panzerkampf, Wehrmacht czy Screaming Eagles. Muzycy przez cały czas utrzymywali stały kontakt z publicznością. Żywo reagowali na okrzyki z tłumu, odpowiadali na sugestie, a ogólnym śmiechom nie było końca. Ekrany zamontowane z tyłu sceny ukazywały specjalnie przygotowaną inscenizację do każdej z piosenek.
Niektórzy z nas po raz kolejny mieli szansę obejrzeć koncert z kilkumetrowego Front Of House i współtworzyć show, poprzez obsługę lamp. Jak prawdziwi fani śledzili oni swoich ulubionych muzyków przez cały koncert! Wszystko tradycyjnie skończyło się widowiskowym pokazem fajerwerków.
Następny dzień był dla nas szybkim powrotem do rzeczywistości. W rekordowym czasie skończyliśmy pracę – pozwoliło nam to pożegnać się z Falun najlepiej, jak umiemy. Wieczorem wszyscy Szwedzi zaprosili nas na wieczór filmowy i burgery. Już wtedy tęskniliśmy za tym miejscem!
Sabaton co roku podkreśla, jak dumni są ze swego dzieła. I mają ku temu powody. Joakim wspomniał, że tegoroczną edycję tworzyło aż 40 narodowości. Co jest takiego szczególnego w tym małym, szwedzkim zakątku, że zjeżdżają do niego ludzie z całego świata, by choć przez chwilę poczuć atmosferę tego miejsca?
Nie wiemy. Wiemy tylko, że wrócimy tam za rok. Bo tej magii nie da opisać się słowami.
relacja by Miri
zdjęcia by Hass